Przyjaciele wrócili do domu Kishego tuż po
zachodzie słońca. Młodemu księciu dostało się od opiekunki za tak późny powrót,
(choć w jego mniemaniu nie było jeszcze tak strasznie późno) a Mwezi całkowicie
zignorował późny powrót syna. Kishe i Danu pożegnali się i obiecali, że jutro
spotkają się chwilę po wschodzie słońca. Obaj dotrzymali obietnicy. Jak dzień
wcześniej poszli do Daisy. Ta rutyna powtarzała się co dzień.
I co dzień w synu Mweziego narastała coraz
większa wściekłość. Czemu? Straszliwie denerwował go fakt, że Danu wciąż patrzy
na Daisy w ten sposób. W sposób,
który definitywnie wskazywał na jego uczucia jakimi darzył koleżankę. Ona chyba
tego nie zauważała. Albo starała się ignorować, za co szary lew był jej bardzo
wdzięczny. Gdyby ona zaczęła odwzajemniać te
uśmiechy i spojrzenia jego reakcja byłaby natychmiastowa. Otóż najpierw jego żołądek
zwróciłby swoją zawartość, a on następnie rzuciłby się na swego przyjaciela, co
skończyłoby się następną kłótnią, i zapewne zakończeniem przyjaźni. A tego by
nie zniósł. Jego życie przed poznaniem księcia było koszmarem. Ciągła
samotność. I jeszcze ojciec... Wolałby być sierotą. Zdecydowanie.
Pewnego dnia postanowił porozmawiać z Danu. Wygarnął
mu wszystko co sądził o tej sprawie i na koniec powiedział:
- Teraz decyzja należy tylko do Daisy – Danu nie
mógł się z nim nie zgodzić. Amaltea zawsze powtarzała mu, że każde zwierze ma
własną wolę i nie można za nikogo podejmować decyzji. Razem przyjaciele
ustalili, że zapytają się samiczki, którego woli, w najbliższym czasie. Na
razie próbowali nie przejmować swoimi humorkami. Brązowy lewek starał się nawet
nie uśmiechać tak do Daisy.
Parę dni od tej rozmowy Kishe chciał
rozładować napięcie, które mimo ich starań dalej było nieznośne.
- Nuda... –Szare lwiątko już się przyzwyczaiło
do marudnego charakteru księcia, ale Daisy dalej nieco to irytowało
- Hej, słuchajcie mam pomysł – Danu ożywił się
natychmiast
- No dawaj! Jaki? Powiedz, powiedz, powie... –
szary brutalnie mu przerwał przykładając mu do pyszczka łapę. Spotkał się z
oburzeniem księcia.
- Mphhyyy... Pusha me!
- Zamknij się i słuchaj! Okej? – lew skinął
głową, więc Kish puścił go.
- Możemy iść na... – dramatycznie zawiesił głos.
Danu skręcał się z niecierpliwości
- No gdzie? Gdzie?
- ...na Cmentarzysko Słoni...
- Wow – skomentowali Danu i Daisy
- Gdzie to jest? - zapytał młodszy lew
- Pokarzę wam – powiedział syn Mweziego i
zaczął ich prowadzić w stronę granicy. Po dość długiej wędrówce ujrzeli je.
Cmentarzysko Słoni. Wyjątkowo ponury widok.
- Chodźcie! – Kishe szedł przodem. Daisy po
chwili wahania poszła za nim. Przecież nie chciała wyjść na tchórza. Jedynie
Dandanu męczył się z wyrzutami sumienia. Przypomniał sobie bowiem rozmowę z
Amalteą, którą odbył bardzo dawno temu. Kiedy mówiła mu o różnych Ziemiach.
-Mamo, a
co jest tam w cieniu? – spytało małe lwiątko swej przebranej matki, pokazując
łapką miejsce ukryte w cieniu.. Lwica dotąd uśmiechnięta w jednej chwili
spoważniała. Wiedziała, że syn w końcu ją o to zapyta. Wiedziała też, że musi
mu odpowiedzieć, bo inaczej sam to sprawdzi. Jednak w głębi serca nie chciała
tego robić.
- Powiem ci,
lecz musisz przysiąc mi, że nigdy tam nie pójdziesz. Czekają tam na ciebie
wielkie niebezpieczeństwa – młody Danu z poważną miną pokiwał głową.
- Przysięgam.
- Dobrze. Tam,
zatopione w cieniu jest Cmentarzysko Słoni. Żyją na nim krwiożercze hieny,
które nie zawahają się zaatakować samotnego lwa, czy nawet wielu małych
lwiątek. Gdybyś tam poszedł skazałbyś się na śmierć. Pamiętaj, odwaga to nie
pakowanie się w kłopoty, lecz stawianie czoła przeciwnościom losu. Musisz nauczyć
się rozróżniać głupotę od odwagi. Rozumiesz?
- Rozumiem.
W duchu podjął decyzję. Nie
może narażać swoich przyjaciół. Musi odwieść ich od tego pomysłu, nawet jeśli
będą go uważać za tchórza.
- Ej! Czekajcie! – odwrócili do niego – Nie możemy
tam iść. Tam są hieny! Mama mi o nich mówiła!
- Tchórzysz, Danu? – spytał ze zdziwieniem
Kishe. Danu potrząsnął głową
- Nie. Po prostu nie chcę was narażać na
niebezpieczeństwo. Nawet jeśli będziecie mnie uważać za tchórza – lwiczka i starszy
lewek popatrzyli na siebie zaskoczeni. Myśleli nad jego słowami.
- On ma rację – odezwał się niespodziewanie
czyjś głos, zakłócając ich rozmyślania. Odwrócili się w kierunku, z którego
słyszeli głos, a ich oczom ukazała się...
O jej! To zakończenia, nie mogę się doczekać ^^ Czekam na nową nocie :3 Naucz mnie tak pisać :)
OdpowiedzUsuńBye ;3
Ines, Ines, ty nie bądź taka skromna! ^^ Piszesz czudownie^^
UsuńO matku, na boga-twaroga! A ich oczom ukazała się.............KOHU XD
OdpowiedzUsuńNie no żartuję. To zakończenie jest extra. Czekam, czekam na nexta.
(Matku, aż mi się rymuje)!