Tyle było tu lwów

sobota, 23 sierpnia 2014

06. Kochamy tą samą osobę, czyli wszystko zależy od Daisy.



 Przyjaciele wrócili do domu Kishego tuż po zachodzie słońca. Młodemu księciu dostało się od opiekunki za tak późny powrót, (choć w jego mniemaniu nie było jeszcze tak strasznie późno) a Mwezi całkowicie zignorował późny powrót syna. Kishe i Danu pożegnali się i obiecali, że jutro spotkają się chwilę po wschodzie słońca. Obaj dotrzymali obietnicy. Jak dzień wcześniej poszli do Daisy. Ta rutyna powtarzała się co dzień.
  I co dzień w synu Mweziego narastała coraz większa wściekłość. Czemu? Straszliwie denerwował go fakt, że Danu wciąż patrzy na Daisy w ten sposób. W sposób, który definitywnie wskazywał na jego uczucia jakimi darzył koleżankę. Ona chyba tego nie zauważała. Albo starała się ignorować, za co szary lew był jej bardzo wdzięczny. Gdyby ona zaczęła odwzajemniać te uśmiechy i spojrzenia jego reakcja byłaby natychmiastowa. Otóż najpierw jego żołądek zwróciłby swoją zawartość, a on następnie rzuciłby się na swego przyjaciela, co skończyłoby się następną kłótnią, i zapewne zakończeniem przyjaźni. A tego by nie zniósł. Jego życie przed poznaniem księcia było koszmarem. Ciągła samotność. I jeszcze ojciec... Wolałby być sierotą. Zdecydowanie.
  Pewnego dnia postanowił porozmawiać z Danu. Wygarnął mu wszystko co sądził o tej sprawie i na koniec powiedział:
 - Teraz decyzja należy tylko do Daisy – Danu nie mógł się z nim nie zgodzić. Amaltea zawsze powtarzała mu, że każde zwierze ma własną wolę i nie można za nikogo podejmować decyzji. Razem przyjaciele ustalili, że zapytają się samiczki, którego woli, w najbliższym czasie. Na razie próbowali nie przejmować swoimi humorkami. Brązowy lewek starał się nawet nie uśmiechać tak do Daisy.
  Parę dni od tej rozmowy Kishe chciał rozładować napięcie, które mimo ich starań dalej było nieznośne.
 - Nuda... –Szare lwiątko już się przyzwyczaiło do marudnego charakteru księcia, ale Daisy dalej nieco to irytowało
 - Hej, słuchajcie mam pomysł – Danu ożywił się natychmiast
 - No dawaj! Jaki? Powiedz, powiedz, powie... – szary brutalnie mu przerwał przykładając mu do pyszczka łapę. Spotkał się z oburzeniem księcia.
 - Mphhyyy... Pusha me!
 - Zamknij się i słuchaj! Okej? – lew skinął głową, więc Kish puścił go.
 - Możemy iść na... – dramatycznie zawiesił głos. Danu skręcał się z niecierpliwości
 - No gdzie? Gdzie?
 - ...na Cmentarzysko Słoni...
 - Wow – skomentowali Danu i Daisy
 - Gdzie to jest? - zapytał młodszy lew
 - Pokarzę wam – powiedział syn Mweziego i zaczął ich prowadzić w stronę granicy. Po dość długiej wędrówce ujrzeli je. Cmentarzysko Słoni. Wyjątkowo ponury widok.






 - Chodźcie! – Kishe szedł przodem. Daisy po chwili wahania poszła za nim. Przecież nie chciała wyjść na tchórza. Jedynie Dandanu męczył się z wyrzutami sumienia. Przypomniał sobie bowiem rozmowę z Amalteą, którą odbył bardzo dawno temu. Kiedy mówiła mu o różnych Ziemiach.
 -Mamo, a co jest tam w cieniu? – spytało małe lwiątko swej przebranej matki, pokazując łapką miejsce ukryte w cieniu.. Lwica dotąd uśmiechnięta w jednej chwili spoważniała. Wiedziała, że syn w końcu ją o to zapyta. Wiedziała też, że musi mu odpowiedzieć, bo inaczej sam to sprawdzi. Jednak w głębi serca nie chciała tego robić.
 - Powiem ci, lecz musisz przysiąc mi, że nigdy tam nie pójdziesz. Czekają tam na ciebie wielkie niebezpieczeństwa – młody Danu z poważną miną pokiwał głową.
 - Przysięgam.
 - Dobrze. Tam, zatopione w cieniu jest Cmentarzysko Słoni. Żyją na nim krwiożercze hieny, które nie zawahają się zaatakować samotnego lwa, czy nawet wielu małych lwiątek. Gdybyś tam poszedł skazałbyś się na śmierć. Pamiętaj, odwaga to nie pakowanie się w kłopoty, lecz stawianie czoła przeciwnościom losu. Musisz nauczyć się rozróżniać głupotę od odwagi. Rozumiesz?
- Rozumiem.
W duchu podjął decyzję. Nie może narażać swoich przyjaciół. Musi odwieść ich od tego pomysłu, nawet jeśli będą go uważać za tchórza.
 - Ej! Czekajcie! – odwrócili do niego – Nie możemy tam iść. Tam są hieny! Mama mi o nich mówiła!
 - Tchórzysz, Danu? – spytał ze zdziwieniem Kishe. Danu potrząsnął głową
 - Nie. Po prostu nie chcę was narażać na niebezpieczeństwo. Nawet jeśli będziecie mnie uważać za tchórza – lwiczka i starszy lewek popatrzyli na siebie zaskoczeni. Myśleli nad jego słowami.
 - On ma rację – odezwał się niespodziewanie czyjś głos, zakłócając ich rozmyślania. Odwrócili się w kierunku, z którego słyszeli głos, a ich oczom ukazała się...
 

sobota, 9 sierpnia 2014

05. Daisy


Lewki szły jeszcze przez kilkanaście minut. Po chwili doszli do małej jaskini. Z jej środka wyłoniła się mała, brązowo szara lwiczka. Kishe natychmiast do niej podbiegł. Danu nie bardzo wiedział co zrobić. Nie znał przecież tej lwicy, i szczerze powiedziawszy... wstydził się jej. Przy lewkach nie czuł się skrępowany, bo wiedział, że w ich towarzystwie może się zachowywać swobodnie, a przy lwicach? No cóż. Nie znał żadnej w jego wieku (oprócz córki Grim, ale to się nie liczy) i wyobrażał sobie lwiątko z charakterem większości dorosłych lwic ze stada. Czyli ani się pobawić, ani beknąć, ani nic. Po chwili zdecydował nie ruszać się z miejsca. Nagle zauważył jak lwiczka pokazuje na niego łapą. Usłyszał jej głos.
 - Kto to jest, Kish? – brązowy lew miał nadzieję, że przyjaciel pozwoli mu się przedstawić, nawet otworzył już pyszczek, ale niestety się przeliczył.
 - To mój przyjaciel. Nazywa się Danu – samiczka zaczęła do niego podchodzić. Sparaliżował go strach. Co ma powiedzieć? Co ma zrobić? Była już bardzo blisko niego. Musiał się szybko zdecydować. Postawił na najłatwiejszy dialog.
 - Emmm... Cześć? – zganił się w myślach. Ona nie może wiedzieć, że jest taki nieśmiały. Spróbował jeszcze raz – Cześć. Mam na imię Danu. Kishe opowiadał mi o tobie. Jak masz na imię?
 - Doprawdy? Opowiadał o mnie, ale nie powiedział jak mam na imię?
 - Nieee... Pewnie wyleciało mu to z głowy – lwica z uśmiechem spojrzała na starszego lewka.
 - Trudno. Zdarza się. Mam na imię Daisy – spojrzała na Danu. Zauważył, że ma taki sam kolor oczu jak on. ,,Ładny. Nawet bardzo’’. Zaraz... Nad czym on się zastanawia!? Czy on się za... zakoch... Nie! To słowo nawet nie przechodziło mu przez gardło. ,,Dan! Ogarnij się!” Z wielkim trudem zdołał powiedzieć:
 - To w co... W co się pobawimy? – zdecydowali, że będą bawić się w berka, a potem w chowanego. Danu nie mógł się powstrzymać od rzucania ukradkowych spojrzeń na nową koleżankę. Podobała mu się, i to go przerażało. Zabawa skończyła się parę godzin później gdy zaczął zapadać zmierzch. Lewki pożegnały się z Daisy i poszły w stronę domu Kishego. Gdy jaskinia i lwiczka znikły z pola widzenia szary lew rzucił się nagle na Danu. Oba lwiątka potoczyły się po ziemi.












  - Ałł, Kish... – zaskoczony lew chciał się dowiedzieć o co chodzi.
  - Dan, co ty odwalasz!? – Zapytało ze wściekłością szare lwiątko.
  - Wiesz, że w obecnej sytuacji mógłbym zapytać cię o to samo!? – Danu zaczął się wściekać – Nie wiem o co ci chodzi!
 - Tak!? A ja myślę, że dobrze wiesz!
 - Hmm? No proszę! To może mnie oświecisz? – na serio nie wiedział o co Kishe się denerwował
 - Pozwól, że zacytuję: ,,Och, Daisy, jesteś taka cudowna! Umów się ze mną!” Pewnie byś naprawdę tak powiedział. Tylko jesteś tchórzem! – gdyby  nie warstwa brązowej sierści na pewno byłoby widać rumieniec jakim oblał się Dan. ,,Czyli było to widać” Pomyślał.
 - Wcale nie jestem tchórzem! I wiesz co!? Może się z nią następnym razem umów... Zaraz... Ty jesteś zazdrosny! – na te słowa starsze lwiątko odwróciło się od niego.
 - Wcale nie! – ale było widać, że kłamie. Brązowy lew próbował jakoś złagodzić sytuację.
 - Ej, Kish. Nie musisz być zazdrosny.
 - Mówię przecież. Nie jestem! – odburknął.
 - Jesteśmy przyjaciółmi. Może nam się tylko wydaje, że się zakochaliśmy? Może kiedyś poznamy inną lwicę i...
 - Och, zamknij się – przerwano mu mowę – Na razie możemy o tym zapomnieć. Dobra?
 - Jasne! – i już pogodzeni ruszyli w dalszą drogę do domu, gdzie czekali na nich Mwezi i Amaltea.


Jej^^ udało mi się napisać rozdział^^ Chyba w nieco ponad 2 godz.^^
Pozdrowienia Shina.